piątek, 8 lipca 2011

Trzy treningi później i jeden rower ;)

Dobrnęłam do trzech 8-minutówek, przeplatanych dwiema minutami biegu.
I dałam radę i nie było wcale tak źle.

Wnioski: niedobrze jest odpuszczać, niedobrze nie pójść pobiegać. Demoralizująco i rozpłaszczająco na kanapie.
Przyjechałam dziś na rowerze do pracy i nie wiem czy jeszcze kiedyś to zrobię.
Nie bawi mnie tłum na szosie i ciąży świadomość czekających na wyprzedzenie mnie samochodów.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Niedziela, 26.06 kolejne 3x3

No i po następnym dniu.
Pierwszy raz zostałam pozdrowiona na trasie. Może już nie wyglądam tak rozpaczliwie? Who am I kidding?
Odmówiły mi posłuszeństwa mięśnie w lewym udzie, tylko trochę co prawda i pod sam koniec,ale zawsze. Jak nie zeszłotygodniowa kolka to teraz to. Co z tego wyjdzie? Postanowiłam porozciągać co się da ale nie wiem jak będzie. Dzisiaj przerwa, więc może rolki? Może po prostu spacer? Zobaczymy.

niedziela, 26 czerwca 2011

Sobota, 25 czerwca - Piąty trening.

Wejście w drugi tydzień biegania i w rozliczenie 3x3.
Kocham swój nowy zegarek. Gadżet, a jakże, co nie zmienia faktu, że jest bardzo ale to bardzo przydatny. Nie muszę już co chwilę sięgać do kieszeni na tyłku po komórkę. Nie miotam się jak dziecko we mgle, czy już przestać biec, czy może jeszcze parę metrów. Wypikuje mi te kolejne trzyminutówki a ja się skupiam wyłącznie na oddechu. Nawet za bardzo nie myślę bo się nie da. W rytmie, w rytmie kroków...

Na moim nadgarstku puszy się wojenne trofeum, siniak rolkarza z przerostem ambicji.

Poza tym budzę się rano z myślą, że dzisiaj znowu pobiegam. Zaczynam być coraz bardziej zakręcona? Czy tylko mi się wydaje?

sobota, 25 czerwca 2011

Wczoraj

Rolki.
Ja to jednak kocham. Wpadam w taki dziwny rytm.
Noga, za nogą, ślizg za ślizgiem. Pięknie było.
Tyle tylko, że postanowiłam sobie podskoczyć, a raczej przeskoczyć. Styk ścieżki i jezdni, z takim obniżeniem i krawężnikami. No i wylądowałam, na tyłku i lewej dłoni. Teraz mam pięknie winogronowe siniaki i lekko obolałą kość ogonową. Tragedii nie ma ale boli.
Poza tym spostrzeżenie: na rolkach jednak da się zmęczyć. Trzeba tylko narzucić odpowiednie tempo. O co niełatwo bo ścieżka wąska i jednak strach przed zbyt gwałtownym spotkaniem z asfaltem mnie trochę powstrzymuje.

czwartek, 23 czerwca 2011

Po raz czwarty

Dzisiaj nie było mi wcale łatwo. Chcieć mi się chciało.
Od południa z tyłu głowy czaiła się myśl "dzisiaj idę pobiegać tralalala"
Za to już po pierwszej marszowej przerwie pojawiła się kolka. Nie opuściła mnie już do końca, tyle tylko że z każdym kolejnym odcinkiem biegu robiła się mniej intensywna i dokuczliwa.
Za to mogę już trochę dłużej biec. Truchtem to fakt, ale zawsze.
Zaczynam mieć na ramieniu stracha, że mi się nie uda.
A tak bardzo bym chciała.

wtorek, 21 czerwca 2011

I did it again ;)

Tak mogłabym napisać w niedzielę. Tym razem nie było tak łatwo. Mięśnie ud troszkę cierpiące. Tyłek jak dotąd. Przy każdym ruchu.
Nic to.
Byle do przodu.
Zastanawiam się czy na długo starczy mi entuzjazmu początkującego.
Dzisiaj przekonałam się, że bieganie w plenerze to jest to. Żadna tam bieżnia, w dusznym pomieszczeniu. Przestrzeń - słowo klucz.
Czekam na morze.
Czekam na piasek.
Czekam na to aż przebiegnę bez zatrzymywania całe 30 min.

sobota, 18 czerwca 2011

I did it !!!

Na początku świetnie, niósł mnie ten chodnik jakby sam.
Buty są takie jakbym biegała na silikonowych poduszkach.
I znowu ta euforia, wiatr we włosach i takie tam.
Oczywiście daleko nie zabiegłam.
Musiałam uspokoić skołatane serducho.
I tak jeszcze cztery razy :)))
Za to nie było mnie równo 40 min. Całkiem nieźle.

Najgorsze jest uczucie, że strasznie mi się trzęsie tyłek, przy każdym kroku.
No ale jak w tytule i do przodu.
Pierwsze koty to jeszcze nic, ja wiem ale rozpiera mnie od środka i się cieszę.

piątek, 17 czerwca 2011

Nic

Znów nic.
Ciekawe, kiedy ponownie będę w stanie zmobilizować się do wyjścia.
Kupuję buty i się za nimi chowam. Dosłownie, jakbym uzależniała wyjście biegowe od posiadania nowego obuwia. Kiszka kompletna.

Chciałabym przebrnąć przez pierwsze tygodnie i dotrwać do fazy, że mi się chce i czegoś brak. Byłoby cudownie. Dobrze mieć jakieś marzenie, prawda?

piątek, 10 czerwca 2011

Początek

Piątek, 3 czerwca 2011

Dziwne uczucie. Pulsowanie w skroniach. Czuję nogi. Czuję stopy. Czuję swoje mięśnie.

Sobota, 4 czerwca 2011

Rolki forever.

Niedziela, 5 czerwca 2011

Znów rolki, długi ślizg, wiatr we włosach, jest super. Chce się śpiewać.

Poniedziałek, 6 czerwca 2011

Pierwszy raz refleksja, żadnego podwyższenia tętna, no może tyciuteńkie, zbyt łatwo, zbyt przyjemnie, żeby to mógł być trening.